14 wrz 2009

Hetalia Axis Powers (anime)

Od paru dni kołatało mi się w głowie, że przecież w okresie między dwoma poprzednimi wpisami coś tam jeszcze oglądałem, ale zawsze zapominałem o tym w kluczowych momentach. Jak to świadczy o tym anime? Zapewne niezbyt dobrze, choć może to wina formatu Hetalii Axis Powers. Kilkuminutowe odcinki połyka się błyskawicznie, a wiadomo jak to jest przy połykaniu - nie ma czasu na delektowanie się smakiem.

Nie czuję się zbytnio na siłach by oceniać HAP, bo nie znam się za bardzo ani na karykaturze, ani na satyrze politycznej. Podejrzewam poza tym, że autor mangi (czy tam komiksu internetowego) nie był pierwszym, który wpadł na pomysł, by w role postaci swojej satyry historycznej zaangażować personifikacje krajów i ich narodów. Tak czy siak pomysł mi się podoba - daje zarówno duże pole do popisu, jak i niemalże gwarancję braku poprawności politycznej.

Hetalia Axis Powers skupia się głównie na II Wojnie Światowej, choć nie brak tu i innych wątków. (Dla ultrapatriotów dobra wiadomość: przez bodajże sekundę pojawia się też Polska.) Jak parodiować II Wojnę Światową może Japończyk? To jest moim zdaniem pytanie ciekawsze od samego anime - w końcu my, z polskiej perspektywy, jesteśmy przyzwyczajeni do demonizowania Niemców, w HAP zaś trzeba przygotować się na perspektywę jednego z dawnych niemieckich sojuszników. Tę właśnie inną perspektywę łatwo zauważyć - kto w Polsce odważyłby się na sympatyzowanie z naszymi zachodnimi sąsiadami z czasów wojny? W tym anime Niemiec (a raczej Niemcy, bo tak nazywa się bohater) to srogi, ale dobroduszny, pracowity, wysoki i postawny blondyn, a z innych postaci Francja to przystojniak, USA chce wszystkimi dowodzić, a Japonia nie ma pojęcia, co jest grane w tej przedziwnej, europejskiej kulturze. Tak, postacie w HAP to kalki stereotypów krążących o narodach ze sprytnym pominięciem tych bardziej negatywnych. W efekcie brak tu choćby cienia obecności lub jakiegokolwiek wpływu Hitlera, a Rosja i (przede wszystkim) Chiny przedstawieni są jako fajni goście. No dobra, Rosja ma jakieś tam nieco sadystyczne zapędy, ale to wszystko jest pokazane w charakterze nieszkodliwego gagu. Innymi słowy: to nie tyle satyra, co po prostu łagodne pokazywanie palcem "narodowych" wad, takie w sam raz dla grzecznych dzieci.

To właśnie mnie w tym anime rozczarowało. To i skupianie się nie do końca na tym, co chciałbym w HAP widzieć, ile bowiem można gapić się na straszliwie nieporadne i beznadziejnie tchórzliwe Włochy? (Im się chyba, tak nawiasem mówiąc, dostało najbardziej.) Przecież w samej II Wojnie Światowej było tyle ciekawych wątków. Co choćby z konfliktem rosyjsko-fińskim? Gdzie Norwegia? Gdzie Polska (pojawia się tylko w innym kontekście)? Gdzie cokolwiek o japońskiej ekspansji w Azji Wschodniej i na Pacyfiku (i tu cała nadzieja na brak poprawności politycznej bierze w łeb). Z drugiej strony właśnie ze względu na lekki charakter HAP można znaleźć kilka zupełnie innych, dobrych motywów. Moim faworytem jest chyba przedstawienie Liechtensteinu jako słodziutkiej, śliczniutkiej młodszej siostrzyczki nie odstępującej na krok i próbującej we wszystkim naśladować swojego starszego brata, Szwajcarię, z natury samotnika.

Nie podejmuję się oceny tego anime, skoro nie mogłem sobie nawet dziś przypomnieć jego nazwy (sic!), niemniej myślę, że warto dać mu szansę. Może ci się spodobać albo i nie (jak to określił pewien bywalec #touhoupl, było tam za dużo homo), ale skoro każdy odcinek ma tylko po kilka minut, to obejrzenie paru nie będzie nawet wielką stratą czasu.

9 wrz 2009

Ookiku Furikabutte (anime)

Jestem zdumiony, że pamiętam tytuł w oryginale bez żadnej pomyłki.

Ookiku Furikabutte to anime o baseballu. W sumie żadnego takiego wcześniej nie oglądałem, ale z dyscypliną sportu zdążyłem zapoznać się przy okazji czytania mang mistrza Adachiego. Nie pamiętam nawet, jak na OF trafiłem, ale koniec końców połknąłem całą serię w kilka dni. Nie mogłem się natomiast zebrać do napisania o nim tutaj; anime obejrzałem już ze dwa tygodnie temu.

OF to mieszanka dobrego i złego. Widać, że materiału źródłowego (mangi) podczas tworzenia adaptacji było niewiele, bo mecze są bardzo rozwleczone. Jeden z nich (a pokazane są trzy) trwa jakieś 7-8 odcinków, jeśli pamięć mnie nie myli. Szczerze mówiąc wcześniej myślałem, że baseball to prosta gra - miotacz rzuca piłkę, odbijający (pałkarz? jak to się mówi po polsku?) ją odbija albo nie i już. OF pokazuje, że baseball to też sporo taktyki; to głównie przez nią mecze w anime trwają tak długo. To naprawdę nic złego, jeśli wszystko jest zrobione jak należy. Prawdę powiedziawszy żałuję, że anime obejmuje tak niewielką porcję fabuły. Miałem ochotę po jego obejrzeniu poczytać mangę, gdzie materiału jest więcej, ale zniechęcił mnie główny bohater.

Chryste Panie, Mihashi to największa ciota w historii japońskiej animacji. Nie jestem zwolennikiem stosowania wyzwisk w stosunku do fikcyjnych postaci, bo to po prostu głupie, ale tu robię wyjątek. Shinji Ikari z Evangeliona był kawałem prawdziwie męskiego faceta w porównaniu z głównym bohaterem OF, naprawdę. Dla mnie jest niepojęte, jak można się tak mazgaić z każdego powodu - każdy występ Mihashiego na ekranie przyprawiał mnie przynajmniej o mdłości. Przyjemność z oglądania fajnego anime wyraźnie spada, jeśli na widok głównego bohatera aż cię trzęsie.

O ile dobrze pamiętam, w OF nie ma typowego wprowadzenia do zasad gry spotykanego często w mangach sportowych; jeśli ktoś się na baseballu nie zna, może się na początku trochę pogubić. Mimo to polecam to anime tym, którzy lubią ten gatunek anime i mang, bo OF w swoim rodzaju prezentuje się bardzo dobrze - nie ma tu podczas meczów zbyt wielu niepotrzebnych fragmentów o tym, jak to matka komuś tam umierała bla bla bla i tak dalej, jest natomiast sporo analizy sytuacji; jeśli tylko umiesz to docenić i nie wymagasz od anime sportowego ciągłej akcji, to jest coś dla ciebie. Gdyby tylko nie ten główny bohater... Ale z drugiej strony patrz: Over Drive też ma irytującego kolesia w głównej roli, a tego nie dałem rady obejrzeć - to oznacza, że OF jest po prostu dobrym anime z dziwnie narysowanymi ustami i biuściastą trenerką. Werdykt? 7/10.