28 paź 2009

Irwin Shaw "Szus" (książka)

Pierwszy raz zdarzyło mi się czytać książkę, którą prawdopodobnie wcześniej już zaliczyłem, ale nie byłem tego ani razu na sto procent pewien. Śmieszne uczucie, niby czyta się coś nowego, lecz co kilkanaście stron napada nieznośne uczucie deja vu... Stąd wniosek - musiałem to czytać wcześniej, po prostu w ogóle tego nie pamiętam.

"Szus" to dobra książka. Ostatnich kilka czytanych przeze mnie pozycji, wyłączając opisany poprzednio wyjątek, to powieści obyczajowe o Amerykanach i ich życiu. Czemu podkreślam narodowość bohatera? Bo to trochę inny styl życia i taki rozwój akcji mógłby się nie sprawdzić w każdej polskiej powieści. Główny bohater to facet od lat zmagający się z piętnem, jakie pozostawiła mu nadopiekuńcza matka. Jeszcze jako dzieciak, chcąc wyrwać się od ciągłej opieki, postarał się o przeniesienie do odległej szkoły, gdzie zaczął stawiać sobie coraz to nowe wyzwania. Takie nastawienie zostało mu po wkroczeniu w dorosłość - nowe kobiety, nowe niebezpieczne sporty, brak stałości w związkach... Pierwsza część książki to życie w Nowym Jorku, nudna, choć nieźle płatna praca, wieczory i noce spędzane z atrakcyjnymi paniami, wreszcie ta jedna, jedyna miłość... która jednak ze względu na brak troski o własne życie głównego bohatera nie układa się tak, jak powinna. Ostatecznie, przytłoczony pracą, atmosferą wielkiego miasta, a nawet impotencją, opuszcza Nowy Jork i wyjeżdża do znanego sobie z czasów studenckich miasteczka w górach, gdzie mieszkał już pewien króciutki czas.

Z jakiegoś powodu druga część, rozgrywająca się w tymże miasteczku, choć napisana w tym samym stylu, wydała mi się znacznie ciekawsza. Nie zrozum mnie źle - pierwszą też świetnie się czytało (całą książkę skończyłem w trzy dni); to chyba ta małomiasteczkowa atmosfera, jeśli można o niej mówić, przyciągnęła mnie bardziej.

Shaw posługiwał się prostymi i skutecznymi narracyjnymi zabiegami - skupiał się tylko na rzeczach istotnych dla rozwoju akcji bądź potrzebnych do bliższego zapoznania się z postaciami. Normalką jest ciągnięcie dialogu przez całą stronę, po czym przesunięcie akcji jednym zdaniem narracji o, powiedzmy, pół dnia do przodu i natychmiastowe rozpoczęcie następnego dialogu. Daje to poczucie płynności; nie ma niepotrzebnych opisów przyrody, wszystko jest na swoim miejscu. Autor (albo tłumacz) nie zachwyca zdolnościami lingwistycznymi, ale nie musi - "Szus" to kawał dobrej powieści obyczajowej sam w sobie; książka broni się sama.

Tytuł oryginału brzmi "The Top of the Hill", ale w tym konkretnym przypadku wyjątkowo podoba mi się zmiana tłumaczenia; "Szus" bardziej oddaje charakter powieści, a zjazdy narciarskie stanowią kilkakrotnie kluczowy czynnik zwrotu akcji, również tego ostatniego i najważniejszego. Dla ciekawskich - wygląda na to, że jest jakaś filmowa adaptacja tej książki, choć nie do końca wierna, łącznie ze zmianą imion i nazwisk kilku kluczowych postaci. Jestem jednak ciekaw, jak to ostatecznie wyszło.

Co do oceny - daję 8-/10. "Szus" to, napiszę to chyba po raz trzeci, powieść napisana dobrze i z pomysłem. Mogę ją spokojnie polecić każdemu poza tymi, którzy od książek oczekują pijanych krasnoludów z toporami - tego tu na szczęście nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz