1 paź 2009

Szklana pułapka 4.0 (film)

Koniec września 2009 roku będzie dla mnie znaczącą datą, wtedy to bowiem po raz pierwszy od sylwestra 2007 roku obejrzałem na swoim komputerze jakiś normalny film ("normalny" w tym przypadku oznacza "nie anime"). To ponad dwadzieścia miesięcy przerwy. Nieźle, nie?

Jestem ciekaw, co za idiota wpadł na pomysł zamienienia zwykłej czwórki na 4.0 w tytule. Pewnie kolejny przejaw inwencji twórczej tłumacza. Nawiasem mówiąc owa inwencja po raz kolejny wychodzi bokiem - tym razem chodzi o tytuł jedynki, czyli "Die Hard", przełożony niegdyś jako "Szklana pułapka". I co teraz zrobić z tłumaczeniem czwórki? "Żyj wolny lub szklana pułapka"? Jak dla mnie odjazd.

Zdaję sobie sprawę, że ten film obejrzałem tylko z dwóch powodów. Pierwszym jest Bruce Willis w roli twardziela. Nie jestem fanem Willisa jako aktora ogólnie, ale lubię jego kreacje twardych gości, najlepiej z cynicznym poczuciem humoru. Na podobnej zasadzie zresztą lubię Stallone'a... ale może już ten temat pominę, bo piszę tak, jakbym był obeznany we współczesnej kinematografii, a do tego jest mi cholernie daleko.

Drugim powodem, dla którego obejrzałem ten film, to te dwa magiczne słowa w tytule - szklana pułapka. Co prawda nie pamiętam już ani drugiej, ani trzeciej części i wydaje mi się, że nie były one jakoś specjalnie porywające, ale pierwszą wspominam zawsze z rozrzewnieniem i ilekroć puszczają ją na ogólnodostępnym kanale w telewizji (a puszczają ją niemal co rok; mówi się, że przerwa bożonarodzeniowo-noworoczna bez "Kevina samego w..." lub "Szklanej pułapki" w telewizji to jak nie święta), zawsze ją oglądam. Być może jestem fanem Twardziela McClane'a? Całkiem możliwe.

"Szklana pułapka 4.o" to przynajmniej dla mnie bubel. Oczywiście jako fan McClane'a obejrzałem cały film bez marudzenia, ale głupot po drodze jest co nie miara. Można je wymieniać, tylko po co? Szkoda mi miejsca i czasu na to, zresztą z pewnością dałoby radę taką listę przynajmniej w jednym egzemplarzu znaleźć gdzieś w necie. To taka nowoczesna bajka o superbohaterze, gdzie niewiele rzeczy tak naprawdę ma jakikolwiek sens, ale liczy się walka dobrego gościa ze złą organizacją... tyle że zamiast superbohatera w stylu Supermana mamy doświadczonego glinę ze strzaskanym życiem rodzinnym. Strzaskanemu życiu rodzinnemu jest zresztą poświęcony cały kawałek filmu, gdzie w standardowej do bólu scenie córeczka oznajmia tatusiowi, że nie chce go widzieć itd. Oczywiście później standardowo porwana córeczka standardowo liczy na tatusia i standardowo drwi z jego przeciwników. Jestem za tym, żeby role porwanych żon/dziewczyn/córek stawiających się porywaczom całkowicie zbanować z hollywoodzkich produkcji. Spójrzmy prawdzie w oczy - tych postaci i tak nikt nigdy nie lubi.

Zastanawiam się, czy nie można już robić filmów, które jednocześnie byłyby filmami akcji atrakcyjnymi dla współczesnej widowni i miały rozsądny, dobrze napisany scenariusz. Być może obecne trendy nakazują, by taki film był debilny? Tak czy siak ja "Szklaną pułapkę 4.0" obejrzałem dla Bruce'a Willisa i Johna McClane'a w jednym. Poza tym ten film jest po prostu średni. Ładnie wygląda, tylko co z tego? Same efekty specjalne mi nie wystarczą. Nawet McClane robi się nieciekawy, gdy w pewnym momencie zaczyna moralizować... Moja ocena to 5+/10, przy czym bez Willisa byłaby to pewnie czwórka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz